16 sierpnia 2010 08:37 | ID: 272395
1 stycznia 2011 22:05 | ID: 366630
Szczytem i źródłem wiary jest Eucharystia - a w niej w pełni uczestniczyć można jedynie we wspólnocie Kościoła i w kościele (specjalnie rozróżniłem na małą i wielką literę). I wszystkie inne sakramenty dostępne są jedynie we wspólnocie Kościoła (spowiedź!)
Katolik ma obowiązek uczestniczenia w niedzielnej mszy i w święta nakazane (np. dzisiaj).
Czy tylko sumienia odpowiada za naszą wiarę? Nie zgodzę się - ludzie często mają nieuformowane sumienia, które sporo przepuszczają - i nie ma w tym nic dziwnego. Nad swoim sumieniem trzeba pracować przez całe życie.
Słaba i chyba dziwna to wiara, którą burzy samochód księdza.
1 stycznia 2011 22:18 | ID: 366637
"I co ma chodzenie do kościoła z wiarą w kler????"
Jak się patrzy na księdza, który ma za zadanie przekazywanie wiary i umoliwianie z korzystania z sakramentów, ze świadomością, że sam (duchowny) ma problemy z podążaniem prawidłową drogą, to wszystko jakoś traci sens :( i człowiek się może zagubić. Mocno wierzę w Boga, ale sporo się napatrzyłam na zakłamanie wśród księży... Trzeba mocno uwierzyć w duchownego, żeby wierzyć, że to co przekazuje ma sens. Dla mnie to jest tak, jakby ktoś nauczał jak rzucić palenie, mądrze przemawiał, że palenie tytoniu szkodzi zdrowiu, ze jest złe... a sam był osobą palącą :/... Trzeba by w taką osobę mocno uwierzyć, zeby mimo tego, że wiemy że sam pali uwierzyc w to co mówi... Może powinnam po prostu zmienić parafię, może gdzie indziej jest inaczej...
1 stycznia 2011 22:44 | ID: 366656
Jak się patrzy na księdza, który ma za zadanie przekazywanie wiary i umoliwianie z korzystania z sakramentów, ze świadomością, że sam (duchowny) ma problemy z podążaniem prawidłową drogą, to wszystko jakoś traci sens :( i człowiek się może zagubić.
Czy księża to nadludzie? Wg mnie - nie. Są tacy sami jak my. I im też zdarza się pogubić, czasem bardzo mocno - tak jak nam. To ich nie usprawiedliwia - tak jak nie usprawiedliwia nas. To, że ksiądz nie stosuje się do tego, co mówi, to oczywiście źle, ale nie powinno w gruncie rzeczy mieć wpływu na to, jak my te nauki przyjmujemy. Bo ksiądz nie głosi swoich własnych nauk - tylko Ewangelię. Jej celem jest pomóc nam w zbawieniu - więc w naszym interesie jest jak najlepsze jej poznanie i życie nią.
Trzeba mocno uwierzyć w duchownego, żeby wierzyć, że to co przekazuje ma sens. Dla mnie to jest tak, jakby ktoś nauczał jak rzucić palenie, mądrze przemawiał, że palenie tytoniu szkodzi zdrowiu, ze jest złe... a sam był osobą palącą :/... Trzeba by w taką osobę mocno uwierzyć, zeby mimo tego, że wiemy że sam pali uwierzyc w to co mówi... Może powinnam po prostu zmienić parafię, może gdzie indziej jest inaczej...
W duchownego nie musisz wierzyć. Ale w Ewangelię jaką Ci przekazuje - tak.
Gdyby mi jakiś nałogowy palacz mówił, że palenie jest szkodliwe... to bym unikał tego palenia za wszelką cenę - właśnie dlatego, że jest szkodliwe. I mówiąc wprost - co mnie obchodzi, że on mając tą wiedzę, szkodzi sobie?
1 stycznia 2011 23:00 | ID: 366662
I dlatego w Ewangelię wierzę :) I to nie jest tak, że do kościoła wcale nie chodzę. Nie chodzę co niedzielę, bo uważam, że Bóg jest wszędzie i mogę czasem pomodlić się w domu, co nie czyni mnie złym człowiekiem. Odpowiadając na pytanie zawarte w temacie tego wątku wyraziłam swoje zdanie, bo moim zdaniem można być osobą wierząca nie chodząc co niedzielę do kościoła. Zaraz tu wyjdę na jakiegos bezbożnika, co jest nieprawdą. Nie wierzę w księży, co mnie czasem zniechęca do chodzenia do kościoła, ale mocno wierzę w Boga i wszystko co robię, robię z pełną świadomością, że zostanę z tego rozliczona. Dlatego staram się mocno postępować zgodnie z tym, co nakazuje mi moja wiara. I tego, że jestem osobą wierzącą nigdy się nie wstydziłam. CZasem się zdarza, że nie idę do kościoła bo po prostu nie mogę. Jestem w 7 miesiacu ciąży i to jest czasem związane z problemami zdrowotnymi, czasem nie idę bo mi sie najzwyczajniej nie chce, wtedy wiem, że należy się z tego wyspowiadać. Być może moja wiara jest niektórych zdaniem słaba, ale ważne że jest.
1 stycznia 2011 23:11 | ID: 366666
I dlatego w Ewangelię wierzę :) I to nie jest tak, że do kościoła wcale nie chodzę. Nie chodzę co niedzielę, bo uważam, że Bóg jest wszędzie i mogę czasem pomodlić się w domu, co nie czyni mnie złym człowiekiem.
Nikt nie mówi, że jesteś złym człowiekiem. Po prostu, jeśli uważasz się za katoliczkę, to niedzielna msza święta jest dla Ciebie naturalnym obowiązkiem, a jego niedopełnienie jest grzechem ciężkim (jeśli oczywiście jest to zawinione). To proste - katolik, to osoba, która wyznaje wiarę katolicką. A wiara katolicka nie jest dowolna, jak się komu podoba - jest do bólu konkretna :) Pewnie, że Bóg jest wszędzie - i świetnie, że masz tą świadomość :-) Ale tak jak pisałem wcześniej - źródła i szczytu naszej wiary - czyli Eucharystii i innych sakramentów, doświadczyć możesz jedynie w Kościele.
Nie chcę, żeby z moich postów wynikało, że katolik to osoba bezgrzeszna. Wręcz przeciwnie - każdy grzeszy. I bycie wielkim grzesznikiem nie wyklucza przecież bycia katolikiem. Wg mnie tu decyduje nasza postawa - jeśli grzeszę, a w pewnym momencie stwierdzę, że to w sumie nie jest takie straszne i zaczynam sam decydować o tym, co jest grzechem, a co nie - to jest duży problem i rzeczywiście trzeba się spytać, czy to jeszcze wiara katolicka. A jeśli grzeszę, nawet bardzo, ale wiem, że to złe i chcę się z tego podnieść, pomimo upadków nie chcę żyć w grzechu - to najważniejsze, żeby powstawać :-)
Lubię porównywać wiarę i relację z Bogiem, do relacji zakochanych, czy małżonków. Jak mąż powie żonie, że ją bardzo mocno kocha, ale ta miłość jest właściwie cały czas, bez względu na to gdzie on przebywa i dlatego będzie sobie mieszkał w innym mieście, a od czasu do czasu ją odwiedzi... to pewnie nie byłaby zadowolona. Bo przecież jeśli kogoś bardzo kocham, to chyba chce być blisko tej osoby, prawda? A jeśli w praktyce wychodzi, że nie chcę... to co z tą miłością?
Pozdrawiam :-)
1 stycznia 2011 23:28 | ID: 366669
"Bo przecież jeśli kogoś bardzo kocham, to chyba chce być blisko tej osoby, prawda? A jeśli w praktyce wychodzi, że nie chcę... to co z tą miłością?"
Pewnie, że chcę być blisko Boga :) Tylko czasem księża mnie do tego wszystkiego zniechęcają. Pamiętam jak 7 lat temu moja młodsza siostra szła do pierwszej komunii, ksiądz zebrał pieniądze na medaliki i je przepił... Rodzice na medaliki musieli się składać jeszcze raz... Tym razem proboszcz poprosił, żeby pieniążki trafiły bezpośrednio do niego, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Na wycieczkę pokomunijną ten sam ksiądz pojechał z obdartą twarzą, bo dzień wcześniej pijany przewrócił się pod monopolowym... .Mała miescowość i ludzie wszystko widzą... I jak tu iść w niedzielę do kościoła i słuchać jak ten sam ksiądz przekazuję tajemnice wiary...Wiem, że księża to tez ludzie, poza tym nie wszyscy są tacy sami...
2 stycznia 2011 09:07 | ID: 366693
Bartek napisał :
"Nad swoim sumieniem trzeba pracować przez całe życie" - i tu masz 1000000000000000% racji :)
2 stycznia 2011 09:25 | ID: 366697
Szczytem i źródłem wiary jest Eucharystia - a w niej w pełni uczestniczyć można jedynie we wspólnocie Kościoła i w kościele (specjalnie rozróżniłem na małą i wielką literę). I wszystkie inne sakramenty dostępne są jedynie we wspólnocie Kościoła (spowiedź!)
Katolik ma obowiązek uczestniczenia w niedzielnej mszy i w święta nakazane (np. dzisiaj).
Katolik jak najbardziej - wierzący niekoniecznie.
Gdyby tytuł wątku brzmiał "Czy można byc katolikiem nie chodząc do kościoła" - miałbyś 100% racji.
Ale jeśli katolik jest osobą wierzacą, to już osoba wierząca niekoniecznie musi być katolikiem. To, że ktoś wierzy w Boga nie oznacza, że musi chodzić do kościoła - wszak Bóg stworzył całą ludzkość a nie tylko Żydów. I zaniósł swe słowo całej ludzkości - oczywiście katolicy wierzą, że to właśnie Oni najlepiej pojęli i zrozumieli Słowo Boże (wolno im zresztą, czemu nie...) ale tak samo twierdzą muzułmanie, buddyści, dżiniści i inni. Oni również wierzącymi są (i to głęboko) i do kościoła nie chodzą.
2 stycznia 2011 10:13 | ID: 366707
Szczytem i źródłem wiary jest Eucharystia - a w niej w pełni uczestniczyć można jedynie we wspólnocie Kościoła i w kościele (specjalnie rozróżniłem na małą i wielką literę). I wszystkie inne sakramenty dostępne są jedynie we wspólnocie Kościoła (spowiedź!)
Katolik ma obowiązek uczestniczenia w niedzielnej mszy i w święta nakazane (np. dzisiaj).
Katolik jak najbardziej - wierzący niekoniecznie.
Gdyby tytuł wątku brzmiał "Czy można byc katolikiem nie chodząc do kościoła" - miałbyś 100% racji.
Ale jeśli katolik jest osobą wierzacą, to już osoba wierząca niekoniecznie musi być katolikiem. To, że ktoś wierzy w Boga nie oznacza, że musi chodzić do kościoła - wszak Bóg stworzył całą ludzkość a nie tylko Żydów. I zaniósł swe słowo całej ludzkości - oczywiście katolicy wierzą, że to właśnie Oni najlepiej pojęli i zrozumieli Słowo Boże (wolno im zresztą, czemu nie...) ale tak samo twierdzą muzułmanie, buddyści, dżiniści i inni. Oni również wierzącymi są (i to głęboko) i do kościoła nie chodzą.
Ciężko, żebym pisał z perspektywy buddysty albo muzułmanina - ten temat w naturalny sposób skupił się na katolicyzmie. Ale jak najbardziej niech forumowi dżiniści i muzułmanie się też wypowiedzą :-)
2 stycznia 2011 10:25 | ID: 366712
Pamiętam jak 7 lat temu moja młodsza siostra szła do pierwszej komunii, ksiądz zebrał pieniądze na medaliki i je przepił... Rodzice na medaliki musieli się składać jeszcze raz... Tym razem proboszcz poprosił, żeby pieniążki trafiły bezpośrednio do niego, żeby sytuacja się nie powtórzyła.
Zwyczajne chamstwo. Księżą zawinili, więc powinni odkupić te medaliki za swoje pieniądze, a nie drugi raz wyciągać je od rodziców...
2 stycznia 2011 10:29 | ID: 366713
"Zwyczajne chamstwo. Księżą zawinili, więc powinni odkupić te medaliki za swoje pieniądze, a nie drugi raz wyciągać je od rodziców...Zwyczajne chamstwo. Księżą zawinili, więc powinni odkupić te medaliki za swoje pieniądze, a nie drugi raz wyciągać je od rodziców..."
Ksiądz rzekomo nie miał pieniędzy, żeby pokryć zakup medalików, a że tajemnicą nie było, że wikary ma problemy z alkoholem, więc rodzice bez większych problemów dali drugi raz. To wszystko było dla mnie obrzydliwe
2 stycznia 2011 10:33 | ID: 366715
no właśnie, ksiądz powiedział, że nie mają pieniędzy i gotowe... Myślą, że są nietykalni. A wystarczy raz, czy drugi postraszyć sądem i zaraz wyjdzie, że są takimi samymi ludźmi, z takimi samymi prawami i obowiązkami jak my. Czasem trzeba tylko ich boleśnie uświadomić... Niestety często brakuje nam odwagi by to zrobić.
2 stycznia 2011 10:48 | ID: 366720
Lubię porównywać wiarę i relację z Bogiem, do relacji zakochanych, czy małżonków. Jak mąż powie żonie, że ją bardzo mocno kocha, ale ta miłość jest właściwie cały czas, bez względu na to gdzie on przebywa i dlatego będzie sobie mieszkał w innym mieście, a od czasu do czasu ją odwiedzi... to pewnie nie byłaby zadowolona. Bo przecież jeśli kogoś bardzo kocham, to chyba chce być blisko tej osoby, prawda? A jeśli w praktyce wychodzi, że nie chcę... to co z tą miłością?
Mało trafne prównanie. Co innego miłośc do innej osoby a co innego dążenie do ideału jakim jest BÓG. Co innego relacje między dwojgiem ludzi a co innego moje wierzenie w Boga. Jak sam zauważyłeś Bóg jest wszędzie, czyli Bóg jest cały czas obok mnie. Moją rolą jest zaś go zauważyć i poczynać tak bym godnie go reprezentował. Moim zadaniem jest żyć tak bym zasłużył na jego pochwałę, by mógł uznać na sądzie ostatecznym że godnie przeżyłem swoje życie. Co ma do tego budynek ? Cóż jednym potrzeba takiego, innym drugiego symbolu by swoją wiarę umacniać. Tylko zdażyło mi się już uczestniczyć w śniadaniach Wielkanocnych "mocno wierzących katolików", którzy jak tylko złożyli sobie życzeniai trochę podjedli zaczynali jazdę. Żydów powiesić, narkomanów wybić, komunistów roztrzelać itd. itd. Tak, ci ludzie chodzą co tydzień do kościoła i są dobrymi katolikami w swoim mniemaniu. Tylko czy Bóg też tak uważa? Czy grzechem jest nie pójść w niedzielę do gmachu na zbiórkę a cały tydzień godnie żyć? Czy bezgrzeszny jest ten co chodzi regularnie na msze a cały pozostały czas łamie wszystkie pozostałe 9 przykazań? Wiem, wiem, że literalnie patrząc to jeden i drugi jest siebie wart.Tylko z tego co pamiętam Jezus większym grzesznikom wybaczał, bo patrzył w serce a nie na elewacje.
Jak część dyskutantów zauważyła, wiara to nie budynek, figurka czy inna rzecz symbolizująca kościół. Kościół tworzymy my sami, swoimi działaniami i swoim sercem. Wielką pychą jest twierdzić, że ten czy tamten to dobry bądź zły wierzący, to osądzi Bóg. Ci co teraz próbują tak kategorycznie wydawać sądy, mogą się zdziwić jak przyjdzie ten sąd ostateczny.
2 stycznia 2011 10:52 | ID: 366724
To wracając do tematu, tak mi się jeszcze przypomniało. Muzułmanie do meczetów jednak chodzą i chyba dość rygorystycznie do tego podchodzą. Dżiniści również mają swoje świątynie i raczej ich nie unikają. Żydzi gromadzą się w synagogach i jest to naturalna część ich wiary.
Jeszcze co do tego spowiadania się przynajmniej raz w roku... to już totalny minimalizm. Serio. Bo mi ciężko jest sobie wyobrazić, żeby komuś przez cały rok udawało się uniknąć grzechu ciężkiego - to jest oczywiście do zrobienia, ale trzeba bardzo mocno nad sobą pracować. A taka praca duchowego minimalizmu na pewno nie zakłada.
O wartości uczestniczenia w życiu wspólnoty Kościoła - i to takiemu realnemu uczestniczeniu, niech świadczą choćby ostatnie wydarzenia w Egipcie czy Iraku - tam katolicy, mimo że wiedzą jak wielkie niebezpieczeństwo im grozi, chodzą na msze do swoich kościołów. Wielu przypłaciło to życiem.
2 stycznia 2011 11:01 | ID: 366727
Mało trafne prównanie. Co innego miłośc do innej osoby a co innego dążenie do ideału jakim jest BÓG. Co innego relacje między dwojgiem ludzi a co innego moje wierzenie w Boga. Jak sam zauważyłeś Bóg jest wszędzie, czyli Bóg jest cały czas obok mnie. Moją rolą jest zaś go zauważyć i poczynać tak bym godnie go reprezentował. Moim zadaniem jest żyć tak bym zasłużył na jego pochwałę, by mógł uznać na sądzie ostatecznym że godnie przeżyłem swoje życie. Co ma do tego budynek ? Cóż jednym potrzeba takiego, innym drugiego symbolu by swoją wiarę umacniać. Tylko zdażyło mi się już uczestniczyć w śniadaniach Wielkanocnych "mocno wierzących katolików", którzy jak tylko złożyli sobie życzeniai trochę podjedli zaczynali jazdę. Żydów powiesić, narkomanów wybić, komunistów roztrzelać itd. itd. Tak, ci ludzie chodzą co tydzień do kościoła i są dobrymi katolikami w swoim mniemaniu. Tylko czy Bóg też tak uważa? Czy grzechem jest nie pójść w niedzielę do gmachu na zbiórkę a cały tydzień godnie żyć? Czy bezgrzeszny jest ten co chodzi regularnie na msze a cały pozostały czas łamie wszystkie pozostałe 9 przykazań? Wiem, wiem, że literalnie patrząc to jeden i drugi jest siebie wart.Tylko z tego co pamiętam Jezus większym grzesznikom wybaczał, bo patrzył w serce a nie na elewacje.
Jak część dyskutantów zauważyła, wiara to nie budynek, figurka czy inna rzecz symbolizująca kościół. Kościół tworzymy my sami, swoimi działaniami i swoim sercem. Wielką pychą jest twierdzić, że ten czy tamten to dobry bądź zły wierzący, to osądzi Bóg. Ci co teraz próbują tak kategorycznie wydawać sądy, mogą się zdziwić jak przyjdzie ten sąd ostateczny.
Co do porównania do małżeństwa, to sam Bóg w Księdze Pieśni nad Pieśniami przedstawił relację ze swoim ludem pod postacią relacji kobiety i mężczyzny. Więc jednak będę stał na stanowisku, że to właściwe porównanie.
Pytasz, czy nie uczestniczenie w niedzielnej mszy to grzech? Dla katolika tak - i to ciężki. Nie wiem czemu sam zabierasz się za osądzanie innych wypominając im jakie przykazania w Twoim mniemaniu łamią. Jak sam napisałeś - uważaj, bo możesz się kiedyś zdziwić. Osądzasz ich według własnego "widzimisię" - a przecież zasady są dobrze znane. Bóg dał nam Biblię, dał nam Kościół - czegóż więcej potrzeba, prócz chęci i decyzji o wierze, żeby zgodnie z tym postępować? Wchodzisz w jakieś abstrakcyjne rozważania o bezgrzesznym życiu - ale to z wiarą katolicką ma niewiele wspólnego (chyba, że masz na myśli Maryję, ale wątpię).
Pytasz po co budynki (kościoły)? Przede wszystkim po to, żeby się gromadzić na WSPÓLNEJ modlitwie. Bo Kościół to wspólnota, jak już zauważyłeś. I żeby podczas tej wspólnej modlitwy sprawować Eucharystię, która jak już wspomniałem jest szczytem życia duchowego, a jednocześnie jego źródłem.
Generalizowanie to pułapka :-)
2 stycznia 2011 11:09 | ID: 366733
To wracając do tematu, tak mi się jeszcze przypomniało. Muzułmanie do meczetów jednak chodzą i chyba dość rygorystycznie do tego podchodzą. Dżiniści również mają swoje świątynie i raczej ich nie unikają. Żydzi gromadzą się w synagogach i jest to naturalna część ich wiary.
Trochę sie nie zrozumieliśmy - chodziło mi o kościól jak świątynię katolicką (chrześcijańską), a nie świątynię jako taką.
2 stycznia 2011 11:14 | ID: 366736
no właśnie, ksiądz powiedział, że nie mają pieniędzy i gotowe... Myślą, że są nietykalni. A wystarczy raz, czy drugi postraszyć sądem i zaraz wyjdzie, że są takimi samymi ludźmi, z takimi samymi prawami i obowiązkami jak my. Czasem trzeba tylko ich boleśnie uświadomić... Niestety często brakuje nam odwagi by to zrobić.
Ale czasem naprawdę warto to zrobić!!!!! Ksiądz też człowiek, i ma takie same problemy, jak każdy z nas. Czasem( Nie zawsze!!!Ale są takie przypadki!!!) Ksiądz to osoba bardzo dwulicowa. W kościele daje nam przykład, ale za to swoim życiem przeczy temu, do czego nawołuje innych ludzi....
2 stycznia 2011 11:20 | ID: 366741
Jestem wierząca ale do Kościoła nie chodzę.
2 stycznia 2011 11:24 | ID: 366750
To wracając do tematu, tak mi się jeszcze przypomniało. Muzułmanie do meczetów jednak chodzą i chyba dość rygorystycznie do tego podchodzą. Dżiniści również mają swoje świątynie i raczej ich nie unikają. Żydzi gromadzą się w synagogach i jest to naturalna część ich wiary.
Trochę sie nie zrozumieliśmy - chodziło mi o kościól jak świątynię katolicką (chrześcijańską), a nie świątynię jako taką.
Dla mnie jasne jest, że jako katolik nie będę chodził do meczetu, a buddysta nie będzie chodził do kościoła. To by było nielogiczne. Ale co do zasady każdy katolik powinien chodzić do kościoła, każdy muzułmanin do meczetu, a każdy żyd do synagogi. Bo tego wymaga wiara.
2 stycznia 2011 11:42 | ID: 366768
No tak, Aniu, ale jednak komunię to w kościele rozdają ( znaczy sie w budynku).
No... I sedno wiary, czyli Eucharystia też się głównie w świątyni odprawia... I jakoś tak też się składa, że jedynie ten znienawidzony często ksiądz może Ją sprawować... Więc jak widać prawdziwa religijność i wiara jest ścisle związana z tym miejscem jakim jest Dom Boży...
I co ma chodzenie do kościoła z wiarą w kler???? Jakoś nie rozumiem związku... Bo ja idę do światyni dla Boga nie dla księdza... Natomiast kapłan mi umożliwia korzystanie z sakramentów... A czy wszysycy mają związek z Bogiem taki jak mieć winni nie mi to oceniać... Bo jak już niejednokrotnie pisałam każdego z nas z tego co tu na ziemi robił rozliczy Pan...
Istotą naszej wiary jest Kościół i Eucharystia którą ustanowił Jezus. Myślę, ze na co dzień nie zwraca się uwagi na to. Ja po raz pierwszy odczułam brak Kościoła podczas pobytu w Holandii. Oczywiście w pierwsza niedzielę wybrałyśmy się do kościoła, który miał być rzymsko-katolicki (jak wiadomo Holandia to w głównej mierze Protestanci) . Aby się upewnić, że to "nasz" koścół, zapytałam wchodzące panie, które potwierdziły ze to kościół rzym.-kat. Na wstępie: wieszaki i wszyscy zdejmuja okrycia. Kościół z ołtarzami podobnymi jak w Polsce. Na rozpoczęcie wchodzą 2 dzieci, które niosą jakieś "paramenty", dalej mężczyzna, który zapala wieniec adwentowy. Z przodu zaczyna śpiewać chór. Każdy wchodzący otrzymuje "kserówkę" z przebiegiem "nabożeństwa". Niby wszystko w porządku. Zaczynają się czytania, spiewy, a ja ciągle czekam na kapłana. Były wszystkie elementy mszy "tylko" nie było Eucharystii. Jak się póżniej dowiedziałam był to "nowoczesny" kościół katolicki. W następną niedzielę nasza opiekunka zawiozła nas na obrzeża miasta i powiedziała, ze to na pewno kościół rzk.Ona była protestantką, co nie przeszkadzało jej brać czynny udział w mszy. Tez były teksty na ksero. Spiewała, modliła sie ze wszystkim. Więcej niż my nieznające języka. Wszyscy w kościele przystępowali do komunii, co znów mnie trochę zdziwiło. Po mszy, zwyczajowo, wszyscy idą do salki przy kościele na "tea or coffee". Tam spotkałyśmy polskie małzeństwo (40 lat w Holandii) od którego dowiedziałam się, że o tym czy przystąpić do komunii kazdy ocenia sam w swoim sercu. Do spowiedzi chodzą rzadko. Takie m.in. wyniosłam doświadczenie dot. religii.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.