W ostatnim czasie miałam możliwość przetestowania z moimi dziećmi dwóch produktów marki Weleda: Skin Food Light (krem do suchej skóry), jak również Calendula (ochronny krem na niepogodę i wiatr dla dzieci).
Oba produkty są w niezadużych, poręcznych tubkach o pojemności 30 ml, więc można je wszędzie ze sobą zabrać. Taki produkt zmieści się w każdej torebce :) Dodatkowo otrzymuje się je w opakowaniu kartonikowym, na którym są informacje o zastosowaniu kremu, jak też kilka słów o samym produkcie.
Krem Skin Food Light bardzo mi się podoba wizualnie (piękny zielony kolor). Jest też zamknięty w miękkim plastikowym opakowaniu z przykrywką zamykaną na klik, więc dobrze się go dozuje i jest lekki.
Krem Calendula jest mniej przystępny w użytku, a to za sprawą - po pierwsze - aluminiowego opakowania, a po drugie z uwagi na to, że tubka jest odkręcana, a nie z otwieraną przykrywką. Przy dzieciach łatwiej by było, gdyby kremu nie trzeba było odkręcać, tylko można by go zwyczajnie otworzyć i zamknąć jedną ręką. Wtedy też nie trzebaby się martwić o uciekającą zakrętkę, co może się zdarzyć przy maluchach w pobliżu. Wizualnie krem tez mi jednak odpowiada.
Podsumowanie wyglądu i użyteczności opakowania:
Skin Food Light - 10/10
Calendula - 7/10
Oba produkty mają dobry skład.
Krem dla dzieci nie zawiera wody (co jest bardzo ważne przy kremach na wiatr i niepogodę!) ani syntetycznych konserwantów, barwników czy perfum. W składzie ma olej z sezamu indyjskiego, ze słodkich migdałów, lanolinę, wosk pszczeli, ekstrakt z nagietka oraz zapachy z naturalnych olejków. I tutaj niestety jest "pies pogrzebany". O ile krem dobrze się rozsmarowuje, pięknie się wchłania, to jego zapach jest dla mojej córki nie do przeskoczenia. Po posmarowaniu jej kremem zaraz pobiegła do łazienki zmyć zapach, bo nie mogła go znieść. Z kolei mojemu synowi zapach nie przeszkadza i krem odpowiada (jak widać - co kraj to obyczaj). Dobrze by było przy zakupie więc zdawać sobie sprawę z tego, że nie jest to produkt bezzapachowy - wręcz przeciwnie. Zapach ma bardzo intensywny i nie każdemu będzie on odpowiadał. Będę więc smarować nim synka :)
Krem Skin Food Light z kolei to produkt idealny w swoich właściwościach do skóry suchej. Sam producent poleca go przede wszystkim na dłonie, stopy czy łokcie. I tutaj sprawdza się idealnie. Zapewne za sprawą oleju z pestek słonecznika, wosku pszczelego czy też masła shea, któe ma w składzie. Po zastosowaniu go na twarz doświadczyłam tego, że jest do naprawdę suchej skóry. Ja mam na twarzy jednak skórę normalną i po posmarowaniu kremem bardzo się świeciłam. Używany na suche miejsca sprawdza się jednak super - skóra jest miękka, nie jest ściągnięta. Staje się miła w dotyku. Krem bardzo szybko się wchłania. Nie ma się wrażenia, że skóra jest śliska czy tłusta. Jeśli ktoś ma problemy z suchą skórą - warto po niego sięgnąć!
I wszystko byłoby super, gdyby nie... zapach! Dla mnie jest nieco zbyt intensywny, a po aplikacji utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas. Sam zapach jest bardzo specyficzny - ziołowy. I o ile (o dziwo!) mojej córce bardzo odpowiada (ta sama córka, która nie może znieść Calenduli), o tyle u mnie niestety nie jest to strzał w 10. Z uwagi na właściwości krem na pewno zużyję, ale raczej nie sięgnę po niego na sklepowej półce właśnie z uwagi na intensywność zapachu. No chyba, że z biegiem czasu się przyzwyczaję (co też jest możliwe).
Podsumowując skład - oba produkty dostają 10/10 za naturalność, a Calendula dodatkowo za brak wody w składzie.
Działanie - również mogę powiedzieć, że super! 10/10
Zapach - jak dla mnie to 6/10, dla mojego syna 8/10, dla córki Calendula 1/10, za to Skin Food Light 10/10. Wszystko zależy więc od tego, co kto lubi.
Jestem ciekawa pozostałych produktów Weledy - jeśli są tak dobre w działaniu jak te, które mam możliwość testować, to myślę, że choćby z tej przyczyny warto po nie sięgnąć.