Opublikowany przez: ULA 2013-10-30 10:57:20
Jakaż była radość z przyjścia na świat córki! Świat oszalał! Córka rosła jak na drożdżach, świetnie się rozwijała, szczególnie psychicznie. Uzdolniona, rozgadana od małego, szeroki zakres słownictwa, wcześnie zaczęła mówić pełnymi zdaniami, sąsiadom i obcym ludziom po kilka razy dziennie krzyczała "dzień dobry!". Każdy powtarzał, że w życiu sobie poradzi, że w razie gdyby się zgubiła to nie ma problemu, bo każdemu powie dokładny adres albo gdzie tata pracuje...
Po 4 urodzinach córka stopniowo zaczęła coraz mniej odzywać się do obcych. Niby normalne - myślałam, rozpoznaje swoich, wstydzi się itp. Mając 3 lata i 8 miesięcy poszła do przedszkola. I tu pierwsze niepokojące objawy - teraz to wiem... Nie było problemu z zostawaniem w przedszkolu, nie było problemu z zabawą, z jedzeniem, z dziećmi. Problem był z tym, że nie odzywała się do pań przedszkolanek.
Początkowo pomyślałam - musi się przyzwyczaić, przecież nie zna, ale później zwróciłam paniom na to uwagę. Panie przedszkolanki uspokajały mnie, że córka jest najmłodsza w grupie, że jest nieśmiała i to minie, bo normalnie świetnie sobie radzi. Przyszła zerówka - poszła jako 5latka z racji tego, że jest ze stycznia, poza tym jako jedyna ze swojej grupy zostałaby w przedszkolu. Chciałam, by poszła z tymi dziećmi, z którymi się już zna.
W zerówce podobnie - wszystko wykonywała, z dziećmi się bawiła, rozmawiała, a z panią - nie.... Z księdzem nie, z panem od języka angielskiego nie... I znowu zwracam na to uwagę. I znowu słyszę to samo - bo nieśmiała, bo mnie nie zna... W drugim semestrze zwróciłam się o pomoc do pedagoga szkolnego. Obiecał pomoc... I na tym właściwie się skończyło, bo od pani pedagog usłyszałam, że obserwowała ją i nie widzi nic niepokojącego, to samo powiedziała psycholog szkolna.
Przyszedł czas na 1 klasę. I znowu- nowa pani, nowi nauczyciele. I znowu ta sama "gadka": nieśmiała, my nowi, musi się przyzwyczaić. Tym razem nie popuściłam. Powiedziałam, że coś jest nie tak, że to nie jest normalne zachowanie. Tym bardziej, że przez te 3 lata moje dziecko przestało się odzywać również do rodziny.
Rozmawiała tylko z nami - rodzicami oraz moimi rodzicami - czyli dziadkami i wujkiem. Ponieważ nie mogłam liczyć na pomoc ze strony pani pedagog, pani psycholog, sama szperałam w Internecie szukając jakiejkolwiek wskazówki, punktu zaczepienia... I znalazłam. MUTYZM WYBIÓRCZY. Blokada psychiczna, która polega na tym, że dziecko nie odzywa się do dorosłych - to tak w skrócie. Wydrukowałam więc najważniejsze informacje i poszłam do pani pedagog.
Sama zdiagnozowałam córkę i gotową diagnozę dałam "specjalistom" w szkole. Wtedy pokiwano głowami, wtedy usłyszałam "no tak, to może być to...". Nie posłuchałam rad, żeby nie zgłaszać córki do poradni pedagogiczno-psychologicznej. Zgłosiłam jako rodzic. Po 1. szukając pomocy, po 2. aby ktoś zdiagnozował moje dziecko, dał na papierku co jej dolega i napisał zalecenia do pracy z nią dla nauczycieli. Niestety i tu rzeczywistość okazała się brutalna. Na same testy czekaliśmy ponad rok!!
Kiedy w końcu się udało, testy potwierdziły mutyzm. Pani psycholog napisała zalecenia dla nauczycieli jak mają pracować, czego nie robić (nie zmuszać do mówienia, angażować w prace grupowe itp.), zaleciła zaliczanie wszelkich prac ustnych na karteczkach. Nauczyciele okazali się złotymi ludźmi, którzy zrozumieli, nie stwarzali problemu, pomagali jak była taka potrzeba. Musieli mieć tylko punkt zaczepienia, coś, co ich naprowadziło na właściwą drogę...
Trzeba było znowu składać wniosek o przyznanie nam terapii z psychologiem, aby pracował z córką. Okazało się i tu, że nie każda poradnia pedagogiczno-psychologiczna jest gotowa do pracy z takim dzieckiem. Nasza sobie nie poradziła. Po roku zrezygnowaliśmy. Znaleźliśmy świetną poradnię, dalej od domu, z cudną panią psycholog, która od razu powiedziała, że to jest zaniedbane nie przez nas, ale przez szkołę, bo powinno być to zgłoszone najpóźniej w zerówce, że ciężka, długa droga przed nami. I teraz jaki jest wniosek?
Po 1. słuchać swojej intuicji i nie dać się zwieść pozorom, że skoro ktoś,kto pracuje ileś lat z dziećmi tak powiedział, to ma rację
Po 2. jeżeli mam przeczucie, że coś jest nie tak, udać się do specjalisty - lepiej sprawdzić i nie mieć na sumieniu, niż zaniedbać
Po 3. szukać do skutku dobrego specjalisty - i tu wcale nie znaczy prywatnego. Nas nie było stać na prywatnego psychologa raz w tygodniu! Szukaliśmy, pytaliśmy, dowiadywaliśmy się i udało się. Znaleźliśmy cudną panią psycholog.
Po 4. Nie wstydzić się choroby, czy też raczej zaburzenia u dziecka. Na pomoc zawsze można liczyć, tylko trzeba wprost powiedzieć co jest, w czym problem i czego się oczekuje.
Od września moja młodsza, 4-letnia córka chodzi do przedszkola. I niestety, teraz mądrzejsza o kilka lat doświadczeń wiem, że ma mutyzm. Tylko bardziej zaawansowany, bo nie rozmawia ani z dorosłymi, ani z dziećmi, nie je w przedszkolu, nie pije, nie rysuje... Wiem, że nie ma na co czekać, że czym wcześniej terapia, tym szybciej sobie z tym poradzimy.
W przyszłym miesiącu jedziemy do pani psycholog z obiema córkami. A co ze starszą? 16.10.2013 powiedziała "dzień dobry"! Pani, która była jej wychowawczynią przez 3 lata! Czekaliśmy na to długo...i teraz wiem, że coś pozytywnego zaczyna się dziać, że będzie tylko lepiej!
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Sonia 2013.11.07 09:43
Napewno będzie coraz lepiej!!!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.