Opublikowany przez: najka91 2014-10-01 14:59:37
Zajście w ciążę zdaje się być banalnym i nieskomplikowanym procesem. Ja natomiast ze względu na własne doświadczenie mam na ten temat odmienne zdanie. W ciążę należy zajść „z głową”. Co mam na myśli?
Miałam 21 lat, partnera od 5 lat. Wspólnie podjęliśmy decyzję o dziecku. Mimo, że nasza dobra sytuacja finansowa i gotowość na dziecko nie pozostawiała żadnych wątpliwości to z perspektywy czasu stwierdzam, że była to najmniej przemyślana decyzja w moim życiu.
Po kilku miesiącach i wielu negatywnych testach ciążowych nareszcie zobaczyliśmy dwie kreski. Byłam tak pozytywnie zaskoczona, że pobiegłam do apteki po trzy kolejne testy ciążowe, nie mogąc uwierzyć w moje szczęście. Wszystko potwierdziło się 2 tygodnie później na wizycie u ginekologa. Był to 7 tydzień ciąży- wtedy pierwszy raz usłyszałam bicie serduszka. Moja radość nie trwała długo. Już w 12 tygodniu ciąży trafiłam do szpitala- miałam infekcję dróg moczowych. Po tygodniu antybiotykoterapii i obniżeniu poziomu CRP wróciłam do domu- nie na długo. W 15 tygodniu ciąży trafiłam tam znowu z krwawieniem, również miałam poziom CRP znacznie powyżej normy. Po kilku dniach podawania lekarstw, wszystko zdawało się być już w porządku i mogłam wrócić do domu. Dokładnie 3 tygodnie później- w Wigilię- obudziłam się z okropnym bólem pleców(?). Ból właściwie promieniował przez całe ciało i nie potrafiłam go zlokalizować. Od razu pojechałam do szpitala. Okazało się, że mam kolkę nerkową, badanie usg wykazało że mam na nerce małe kamienie. Dostałam lekarstwa, musiałam przyjmować dużo płynów. Już drugie Święto udało mi się spędzić w domu. Myślałam, że najgorsze już za mną, że teraz będzie już tylko lepiej. W kolejnych tygodniach poczułam pierwsze ruchy dziecka i poznałam płeć- synek. Byłam najszczęśliwsza na świecie! Niestety w 24 tygodniu ciąży znów zaczęłam krwawić i od razu pojechałam do szpitala. Krwawienie pomimo podania leków trwało kolejne pięć dni. Pewnej nocy nasiliło się do tego stopnia, że przewieźli mnie na porodówkę. Skurcze, kroplówki, zastrzyki. Wytrzymałam tam 1,5 doby i urodziłam go. Małą, bezbronną kruszynkę, ważącą troszkę ponad 0,5kg! Jak to możliwe?! Przecież to był dopiero 25 tydzień ciąży- połowa! Inkubator, respirator, sepsa, milion wylanych łez... Liczyłam godziny, doby, potem tygodnie. Wierzyłam w jego siłę- nie zawiódł! Po ponad 4 miesiącach walki o życie zabrałam moje kochane dziecko do domu- byłam pełna strachu i obaw, ale jedyne czego pragnęłam to dać mu pełnię miłości, bo obwiniałam się za tak wczesny poród- właściwie nadal się obwiniam... Teraz na szczęście mam zdrowego 18 miesięcznego syna. Niestety wiem, że nie każdy miał tyle szczęścia. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że za moje trudności z donoszeniem ciąży była odpowiedzialna niedoczynność tarczycy + chore nerki.
Do czego zmierzam? Po co ta cała historia?
Uważam, że do ciąży powinno się być przygotowanym! Należy jeszcze przed zajściem w ciążę zrobić sobie kompleksowe badania. Dopiero jeśli będziemy w 100% pewni, że to odpowiedni czas, przejdźmy do meritum czyli najprzyjemniejszej części w procesie tworzenia nowego życia- a tego chyba nie muszę tłumaczyć ;) .
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.