deputowani Teksasu stosunkiem głosów 107 do 42 przyjęli prawo o obowiązkowym badaniu USG dla kobiet, które chcą dokonać aborcji. Będą razem z lekarzem oglądały płód na monitorze i słuchały bicia jego serca. Lekarz wyjaśni, w jakim stadium rozwoju jest dziecko i jak przebiegać będzie aborcja. Po USG kobieta musi odczekać 24 godziny, zanim może poddać się zabiegowi.
W USA usuwanie ciąży jest legalne na mocy decyzji Sądu Najwyższego z 1973 r. Od tamtej pory przeprowadzono przynajmniej 45 mln aborcji (w Teksasie - ok. 75 tys. rocznie). Każdy stan ma jednak swoje przepisy szczegółowe. W ostatnich latach obowiązkowe badanie USG przed aborcją wprowadzono w Alabamie, Luizjanie, Missisipi i Oklahomie. Ale tylko w tym ostatnim stanie kobieta ma obowiązek razem z lekarzem obejrzeć płód na monitorze (w trzech pozostałych jest to jej tylko sugerowane).
Przepisy w Oklahomie precyzyjnie wyliczają, że lekarz musi pokazać kobiecie głowę, serce, ręce, nogi i malutkie paluszki dziecka, które chce usunąć. Kobieta słucha bicia serca płodu, a na koniec lekarz wyjaśnia jej, czy płód odczuwa ból. Potem kobieta podpisuje oświadczenie, że wszystko widziała i słyszała, ale nadal chce aborcji. Taką samą procedurę przechodzą ofiary gwałtów i kazirodztwa.
Spory o obowiązkowe USG toczą się w Ameryce od kilku lat i padają w nich te same argumenty. Zwolennicy aborcji uważają, że politycy w Oklahomie (i teraz w Teksasie) ingerują w relacje lekarza z pacjentem i torturują kobiety, które najczęściej już są w ciężkiej sytuacji. Po badaniu wychodzą one z gabinetu z poczuciem winy i nieznośnym bólem emocjonalnym.
Obrońcy życia poczętego twierdzą z kolei, że skoro kobieta ma już prawo wyboru, którego tak zaciekle domagali się zwolennicy aborcji, to niech będzie przynajmniej dobrze poinformowana. Wybór jest realny tylko wtedy, jeśli jest świadomy. - Niech kobiety zobaczą, jak wygląda życie, które postanowiły przerwać. A potem niech decydują - mówi Mary Balch z organizacji National Right To Life.
Podobna sytuacja jak w przypadku obowiązkowej mammografii i cytografii (o której niedawno toczyła się dyskusja) - czyli prawny przymus. Czy zatem jest to nadmierna ingerencja Państwa w prawa obywateli, zagwarantowane konstytucyjnie?