Ja dziś usłyszałam od męża, że jestem osobą poważnie chorą na głowę... Uważałam moją "przypadłość" za coś oczywistego i sądziłam, że każdy tak robi... aż do dziś...
Chodzi mianowicie o robienie zapasów... 10kg cukru, 4-6 mąki, 15 przecieró pomidorowych, 3 płyny do prania i 4 lenory do płukania (była promocja), ok 40 kaszek mleczno-ryżowych i kilka opakowań mleka w proszku oraz sporo pampersów... do tego 2 nowe niekapki w zapasie i np mini wkrętarka bosha - zabawka dla naszej córki z myślą o prezencie urodzinowym na 24 sierpnia tego roku - kupiona w kwietniu... Czy to źle, że lubię czuć się bezpiecznie? Nie biegam po sąsiadach ani do sklepu całodobowego... Gdy coś jest w okazyjnej cenie, to po prostu to kupuję (przydatne rzeczy z długimi terminami ważności). Co przeszkadzają np buciki o 2 numery za duże czekające na swoją kolej w szafie? Buciki Gucio (takie fajne kamaszki z prawdziwej skóry) kupione u producenta kosztowały mnie 80 zł za parę (kupiłam wtedy 3 pary dla starszej i 2 pary dla młodszej w różnych rozmiarach i kolorach). Teraz te same buciki kosztują 147zł za parę. Ja nie widzę w tym dziwactwie niczego złego. Gdyby nie moje chomikowanie, mąż nic innego by nie robił, tylko biegał po sklepach bo on żyje chwilą i dla niego to, co ma stać się jutro jest tak odległe i nierealne, że woli o tym nie myśleć... A może to mój mąż jest moim największym dziwactwem?