Spotkała mnie dziś nietypowa sytuacja. W hipermarkecie Real musiałam skorzystać z szafki depozytowej, by bezpiecznie przechować tam rzeczy. Okazało się, że zgubiłam kluczyk podczas robienia zakupów. Jest mi z tym okropnie źle, bo pierwszy raz w życiu coś zgubiłam, ale nie o tym chcę pisać...
Zgłosiłam sprawę w informacji. Pani kazała mi grzecznie czekać aż przyjdzie szef ochrony. Czekałam, czekałam. Pojawił się po kilku minutach. Jednak widocznie miał coś ciekawszego do załatwienia, gdyż kazał mi czekać i zamknął się w pokoju. Rzucił jedynie przez ramię, że taki klucz kosztuje 10 zł i że mam taką kwotę przygotować. Czekałam na niego ponad 20 minut i sama siebie nakręcałam. Wiele razy kazano mi skorzystać z takich szafek choć nie chciałam...
Gdy ochroniarz pojawił się po tej dłuższej chwili okazało się, że prowadzi mnie do ślusarza, który na poczekaniu dorobił klucz. Zapłaciłam a ochroniarz wydał mi mój depozyt.
Byłam zdenerwowana i strasznie się spieszyłam więc nie pomyślałam nawet o tym, lecz gdy emocje opadły zaczęłam się zastanawiać... Ochroniarz spisał moje dane z dowodu osobistego, ja podpisałam protokół zagubienia klucza ALE!!! Ten klucz jest przecież gdzieś na sklepie. Ktoś go przecież znajdzie. Skrytka nie ma wymienionego zamka, bo widziałam jak ochroniarz zostawił w niej dorobiony klucz. Co, jeśli jakiś klient włoży tam depozyt a ktoś, kto znalazł klucz go ukradnie? Inna sprawa, że przecież ja mogę mieć ten klucz... Czy w przypadku kradzieży będę pociągnięta do odpowiedzialności?