Jestem już dorosła, ale mam w sercu ranę, której nie zagoi nic. Całe życie byłam wyzywana przez swoją matkę od najgorszych. Dziś wstydzę się wtych słów powtórzyć. Już jak miałam ok. 7 lat życzyła mi śmierci. Mówiła, że Bóg ją pokarał takim dzieckiem jak ja, że niech mnie samochód potrąci, że mogła mnie usunąć...Kiedy dorosłam cały czas za nią tęskniłam. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby mnie pokochała. Podpisałam więc papier, które mi podsunęła, a kilka lat później miałam komornika na głowie i ogromny dług do spłacenia. Spłaciłam wszystko. Ciężko pracowałam, nie miałam co jeść i gdzie mieszkać. Ale wszystko oddałąm, co do grosza. Jakoś dałam radę przejść przez ten trudny etap, ale wiele razy myślałam, żeby się poddać. Dzisiaj jestem szczęśliwą żoną. Skończyłąm studia, pracuję w zawodzie i kocham to, co robię. Jestem przedskolanką. Czasami tylko wracają wspomnienia, żal i smutek, bo konsekwencje tego z jakiej rodziny pochodzę mam do dzisiaj. Moja samoocena jest bardzo zaniżona, boję się krzyków, płaczę za każdym razem kiedy ktoś mnie zrani. Każego dnia muszę budować siebie od nowa. Całkowicie zerwałam z nią kontakt. Po prostu nie mam matki. I tak jest lepiej.