Dzień dobry!
Na wstępie chciałbym napisać wyjaśnienie pod adresem żony w kwestii zamieszczonego tutaj pytania, ponieważ kiedyś już to zrobiłem na innym forum i miałem wielkie nieprzyjemności z jej strony i strony jak rodziny że to zrobiłem, że wszyscy będa wiedzieć o kogo chodzi etc.
A zatem imiona są zmyślone a IP komputera zmienione. Link do tej strony przekażę żonie.
A teraz do rzeczy.
Bez opisywania całości sprawy, bo dużo by to zajęło miejsca i czasu na przeczytanie: żona stwierdziła, że nie powinienem zajmować się przygotowywaniem jedzenia, kiedy ona jest w domu.
Z mojego punktu widzenia - nie powinno tak być. Otóż nie pamiętam, aby kiedykolwiek spytała się na co mam ochotę, co bym zjadł. Od dwóch lat to ja wstaję 30 minut wcześniej, żeby przygotować śniadanie do szkoły naszemu dziecku (II klasa podstawówki), przygotowuję również nam. Obiadami kiedy żona jest w domu (pracuje na zmiany) zajmuję się ona. Pozostałe dni pod kątem obiadów są w mojej gestii. Czasami zrobię jakąś przegryzkę, częściej kolację.
Czasami po prostu po powrocie z pracy (a pracuję na ogół dość długo - do wieczora) jestem głodny a kolacji nie ma. Wtedy prygotowuję ją sam. Ale przecież nie przygotuję tylko dla siebie! Zrobię też dziecku i żonie, bo jakby to być mogło że tata głodny się najadł, a dziecku nie zrobił. A jakby to wyglądało - my zjedliśmy a o mamie zapomnieliśmy...
I nie chodzi tu o jakość przygotowywanego jedzenia, smak etc, tylko o inny szkopuł.
Mianowicie żona twierdzi i wymaga, że jak jest coś przygotowane - trzeba to zjeść. Jednakże jej to nie dotyczy, jeżeli ona danego posiłku nie przygotuje. Często zostawia coś niezjedzonego, czasem muszę coś wyrzucać.
A przecież łatwo jest zrobić coś na co się samemu ma ochotę, zjeść tyle ile się samemu zaserwowało czy ile się chciało - a my z dzieckiem zjeść musimy. Tylko role się zamieniają, gdy to ona ma przygotowane jedzenie i w tym przypadku już te narzucone nakazy nie obowiązują. Nie robię za dużo jedzenia aby nie wyrzucać, aby nie było trzeba jeść zasuszonych kanapek - wolę dorobić na bieżąco jak braknie. Jemy wszyscy to samo.
Gdy poruszyłem temat równego traktowania pod katem obowiązkowego jedzenia tego co przygotowane - dowiedziałem się że nie powinienem zajmować się przygotowywaniem jedzenia.
Proszę, napiszcie tutaj jak to powinno wyglądać w normalnej rodzinie, Wasze rady będą dla mnie nader cenne, bo może ja jestem w błędzie, a może żona powinna inaczej popatrzeć na świat.
Z góry serdecznie dziękuję za wszelką pomoc
Bonifacy i Hermenegilda