Planeta MKategorie: Żyj chwilą, Zainteresowania, Podróże Liczba wpisów: 51, liczba wizyt: 170767 |
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 12-07-2014 23:08
... tak, tak, tak ! ! ! Inaczej nie da się tego nazwać! 3 miesiące - tyle mam żeby przygotować się do podróży mojego życia :) Przygotować się nie byle jak: kupując przewodnik i "zaliczając" wszystkie najbardziej turystyczne miejsca, znane ze wszystkich portali. Nie chcę mieć zdjęć z ośrodków turystycznych czy powielających tych, które krążą w sieci zrobione przez setki turystów... skoro jadę do mojego wymarzonego raju, chcę dokładnie poznać ludzi, faunę, florę, chcę móc rozmawiać z ludźmi w ich ojczystym języku, wiedzieć przez co przeszli jako naród - okazać szacunek ich historii i codziennej pracy...
Dlatego skupiłam wszystkie siły i środki na edukacji: zaopatrzyłam się w książki (nawet te akademickie do nauki historii!!!), kilka podręczników i płyt do nauki języka- w metrze zamiast czytać kolejną powieść Kinga - siedzę z gazetą i uczę się języka, w wannie zamiast się na maksa relaksować - czytam o rewolucji z 1959 roku a w odtwarzaczu mp ukochaną Shakirę i HappySad zastąpiła płyta Beaty Pawlikowskiej do nauki języka...
Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się udało :)
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 11-07-2014 08:52
Naprawdę warto marzyć - a jak czasami to o czym tak bardzo bardzo przez całe życie marzyliśmy nagle się spełnia to... pełnia szczęścia nieopisana! Tylko o co mi chodzi? Całe życie marzyłam o PEWNEJ podróży, na marzeniach się kończyło: a to nie było kasy, a to zmieniłam pracę i trzeba było odwołać swoje plany a to życie się pokomlikowało...już się pogodziłam, że w TO miejsce nie pojadę... Na szczęście życie potrafi zaskakiwać! I tak oto jadę już całkiem niedługo w podróż swojego życia! Jadę w miejsce, którego historia zaczyna się w czasach Boga Słońca, w którym znajduje się jeden z siedmiu nowych cudów świata i w którym świnki morskie hoduje się na gulasz! Ale to miejsce to przede wszystkim historia - ta starożytna: wspaniała, majestatyczna ale i ta całkiem niedaleka: brutalna i przerażająca, historia której fragment przytaczam poniżej:
"Stojące kawałek dalej latarnie mimo dnia wciąż się świeciły. Wyglądało na to, że przyozdobiono je jakimiś girlandami czy innymi kolorowymi ornamentami. (...) Dopiero kiedy znalazł się pod latarniami, zobaczył, co tak naprawdę na nich wisi. To były psy. Niektóre powieszono, innym poderżnięto gardła, jeszcze inne rozcięto jak wieprzowe tusze, tak że z ich wewnętrznych organów ściekała krew. (...) Psom poprzyczepiano tabliczki z napisami: "Tak giną zdrajcy" albo "Śmierć sprzedawczykom".
Tylko zanim pojadę to jeszcze jest kilka spraw do załatwienia... ale to już czysta przyjemność :)
A tak się dzisiaj czuję: uskrzydlona!
fot. kraina-marzen.blog.pl
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 06-07-2014 18:35
... ale nie do końca! Zatem tak: z racji niemożności skorzystania z urlopu lub jak kto woli z czystej ochoty pobycia sama ze sobą postanowiłam weekend spędzić w domu. "Pobyć sama" to oczywiście zatrważająca nadinterpretacja zastanej rzeczywistości ponieważ "sama" nie mam możliwości pobyć od 1,5 roku czyli odkąd w moim życiu pojawił się ON: Łajza! Zatem dla ścisłości: zostałam w domu z Łazją :) Planów na 3 dni było brak zatem postanowiłam wykorzystać je w chyba tylko dla siebie zrozumiały sposób czyli... jeżdżąc na miotle i mopie ;-) Szorowałam, prałam, odkurzałam, myłam, czyściłam... aż z tej pracy popadłam w bezzsenność! I tak dzisiaj już od 4 rano jestem na nogach, co zaowocowało porannym półtoragodzinnym spacerem z Gałganem , zakupami, wizytą na siłowni, dalszym sprzątaniem (mamusia byłaby dumna: nawet szafki w środku pomyłam!), ugotowaniem obiadu (na dziś i na jutro!) a na koniec zorientowaniem się, że jest dopiero godzina 17:00! Jeszcze cały wieczór przede mną :)
Zaiste pozytywny jest to dzień - ale jak mogłoby być inaczej skoro rozpoczęłam go spacerem z takimi widokami: