Planeta MKategorie: Żyj chwilą, Zainteresowania, Podróże Liczba wpisów: 51, liczba wizyt: 170772 |
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 02-12-2014 22:16
... najczęściej swoje, zupełnie niezależne od naszych! I tak oto od miesiąca nie mam czasu na nic- obiecywałam sobie o taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak dużo... a robię jedno wielkie NIC! Zapisałam się na hiszpański -żeby zdać w najbliższym możliwym terminie certyfikat i co? I musiałam się przepisac na angielski bo zostałam oddelegowana do obsługi anglojęzycznego klienta - będę zatem zdawać certyfikat ale z angielskiego (i na pewno nie w najbliższym możliwym terminie). Obiecywałam sobie i Wam więcej wpisów na blogu o Peru - ale zdjęcia leżą nieobrobione od połowy października. Miałam też chodzić codziennie na siłownię (mam ją w pracy - praktycznie za darmo) ale nie! Po co mam tam chodzić? Nie lepiej od powrotu z Peru ciągle chorować, mieć podwyższoną temperaturę i katar jak stąd do Nowego Jorku? Pewnie, że lepiej! Przynajmniej jest wytłumaczenie czemu przez cały listopad na siłowni byłam dosłownie...3 razy! Tak Kochane - a dupka rośnie!
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 10-11-2014 21:50
wpisy miały pojawiać się częściej a tymczasem miesiąc mija a ja nie mogę wyrobić się z niczym! Na wieczne "później" odłożone zostały zakupy, czytanie, sprzątanie a nawet siłownia! Tyle się dzieje, że już sama nie wiem czasami jak się nazywam ;-) Ale wpis kolejny powstać musi, zatem przechodzimy do ludzi! A ludzie w Peru są cudowni! Pomocni, uśmiechnięci i tacy zadowoleni jak się próbuje z nimi rozmawiać po hiszpańsku :) Oprócz przymiotów ducha nie sposób nie zwrócić uwagi na to jak bardzo kolorowy jest to naród! Poza zbyt ucywilizowanymi miejscowościami jak Arequipa czy Lima szczególną uwagę zwraca przywiązanie peruwiańczyków do tradycji, w tym do tradycyjnych strojów, których różne warianty przedstawiam poniżej :)
To co zadziwiało mnie na każdym kroku, to sposób wychowywania dzieci: dzieci były wszędzie! W kanjpkach, gdy mama na kuchni przygotowywała nam peruwiańskie śniadanie na oko póółtoraroczna dziewczynka w chodziku śmigała między stolikami od czasu do czasu tylko (gdy podjechała za blisko gości) zatrzymywana przez starszego (na oko 7 letniego) brata, na środku drogi, w chmarze bezdomnych psów biegały zapewne posiadające swoje domy dzieci - całe umorusane, bez opieki osób dorosłych, w kościołach podbiegały do nas dzieci brudne jak nieboskie stworzenia proponując sprzedaż czegokolwiek za jednego sola...w całym tym zamieszaniu brakowało rodziców, którzy pilnowaliby dzieci jako oka w głowie... tylko czy ci rodzice byli tam potrzebni? Dzieciom krzywda się nie działa, każdy na nie okiem rzucił, cofnął ze złej drogi w razie potrzeby - ot taka społeczna odpowiedzialność :) Ale jak juz rodzice byli (matki w 99,9%) to dzieci przeważnie dyndały radośnie przewieszone w chuście na plecach mamy:
Panie to zdecydowanie najbardziej barwne postacie peruwiańskich krajobrazów. Panowie nie pozostają im jednak dłużni i również noszą tradycyjne stroje! Szczególnie wyróżniają się ci, którzy zamieszkują wyspę Taquile na jeziorze Titicaca (3800 m.n.p.m. ! ! !). Tutaj po stroju można poznać czy kobieta jest zamęzna czy nie oraz czy mężczyzna ma żonę czy też jest kawalerem :) Dla wszystkich z Was, które jeszcze małżonków nie mają na zdjęciu uwieczniłam kawalera :) Czym się owy kawaler charakteryzuje? Jak poznać, że ten młody mężczyzna jest jeszcze na etapie poszukiwania swojej drugiej połówki? Otóż... wystarczy zerknąć na jego czapkę :) Czapka w połowie biała oznacza mężczyznę nieżonatego a cała kolorowa - już zajętego. Panie na szczęście nie muszą nosić czapek: swój status okazują za pomocą... spódnic :) Panie w spódnicach czerwonych i czarnych są zamężne a te w innych kolorach to panny, które jeszcze swoich kawalerów nie odnalazły :) Proste, prawda?
Najfajniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że ludzie ci nie nosza tych strojów na pokaz, nie zakładają ich dla turystów, nie przebierają się w szatniach by za chwilę wyjść zrobić przedstawienie dla gringos i wrócić do siebie do domów... Najwspanialsze jest to, że oni sa dumni ze swojego dziedzictwa narodowego i stroje te są dla nich tak naturalne jak dla nas jeansy czy zwykła podkoszulka...(które niestety powoli zaczynają być zauważane na ulicach Peru).
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 30-10-2014 19:39
zwierząt w Peru jest cała masa, dosłownie pałętają się po ulicach, między nogami, biegają pomiędzy samochodami, zatrzymują ruch na panamericanie... i nikt nie ma im tego za złe! Co więcej! Wszyscy się cieszą i radują z ich obecności - no może nie z obecności wszystkich zwierząt (muchy i komary potrafią być upierdliwe!) ale generalnie wyczuwa się pozytywne emocje!
Tak jak i u nas w miastach i miasteczkach zwierzęta prowadzane są na smyczy. Różnica jest taka, że u nas na smyczy prowadza się psy a w Peru... lamy i alpaki :) No cóż, to w końcu właśnie lamy i alpaki zarabiają na swoich właścicieli pozując do zdjęć z turystami takimi jak ja :) Czym się różni Lama od Alpaki? No tak: ja do połowy wyjazdu myślałam, że alpaka to lama a lama to alpaka, podczas gdy okazało się być zupełnie na odwrót! Pocieszające jest to, że wszyscy myśleliśmy podobnie, przez co przez pół wyjazdu uważaliśmy lamy za zwierzęta o troszkę głupkowatym wyglądzie... Śpieszę wyjaśnić różnice:
Alpaka:
- ma lekko durnowaty wyraz pyska
- futro ma delikatne i miłe w dotyku (chciałoby się poprzytulać ale odradzam: podobno gryzą i plują :) )
- z ich futra robi się swetry, czapki, poncza i inne elementy ubioru
Lama
- ma bardziej dostojny wyraz pyska niż Alpaka
- jest od Alpaki bardziej smukła
- futro ma szorstkie i twarde - idealne do wyrobu lin i sznurów :)
Zatem wiemy już, że na smyczy prowadzane są lamy i alpaki... a co z psami? Psów jest tam tyle, że w pewnym momencie ich widok zupełnie już spowszedniał... na każdej ulicy, każdym rogu, w każdej knajpie, przy każdym zabytku stoi kilka- kilkanaście bezdomnych psów. Zaskakujące jest to, że wszystkie wyglądają na zdrowe, najedzone i... szczęśliwe w tej swojej wolności. Oczywiście raczej zdrowe nie są (bo kto by je woził do weterynarzy?) ale na pewno są wolne, grzeczne i ułożone - żaden nie zaszczeka, nie zaczepia zbyt nachalnie - ot po prostu towarzyszą Ci w zwiedzaniu miasta. Możesz je poczęstować jakimś smakołykiem (co ku rozpaczy towarzyszy podróży starałam się robić cały czas...) ale jak nic nie masz przy sobie to nic się nie dzieje - pies popatrzy i pójdzie w swoją stronę :) Wśród wszystkich tych biegających, towarzyszących turystom kundelków biegają też psy rasowe, które zdecydowanie zasłużyły na miano moich ulubieńców. Przedstawiam Wam nagiego psa peruwiańskiego:
Przy nim wszystkie inne zwierzęta Peru wypadają w mojej ocenie naprawdę blado :)