Kram z różnościami czyli o rodzince i pasji w tleKategorie: Rodzicielstwo, Zainteresowania, Ciąża Liczba wpisów: 6, liczba wizyt: 27917 |
Nadesłane przez: Mml 06-02-2013 12:35
Troszkę mnie nie było, a jak mogłam siąść przed laptopem to trudno było mi się zebrać do czegokolwiek. A tak wypadki chodzą po ludziach, a że ludź jestem to i mnie dopadło. Zwykłe wyjście na zakupy skończyło się na upadku. Na szczęście nie było ze mną Bartunia bo pewnie skończyłoby się to dużo gorzej. Na odszkodowanie nie mam co liczyć bo właściwie nic mi się nie stało, dodatkowo upadłam na schodach kładki nad torami, której właścicielem jest PKP natomiast za utrzymanie w czystości odpowiada miasto. Oni bronią się, że to nie ich wina, bo tego samego dnia był usuwany śnieg a pozostały lód musiał powstać później i uparcie twierdzą, że nie muszę przechodzić przez kładkę. No tak niby nie muszę, ale bez samochodu nadrabiać 3,5 km do najbliższego sklepu jakoś nie uśmiecha mi się jak mogę zakupy zrobić kilkaset metrów od domu. Oto nieszczęsne schody, zdjęcie co prawda z poprzednich wakacji zrobione od tak sobie:
Po tym nieudanym zjeździe na tyłku, wylądowałam jeszcze tej samej nocy w szpitalu z kolką nerkową. Cóż zruszyły się kamyki i dały o sobie znać. Kto miewa takie coś ten wie jak to boli, Osobiście wolę rodzić niż przechodzić przez to. Za dużo mi nie pomogli, podawali jedynie rozkurczowe środki i słabe przeciwbólowe z uwagi na ciążę, a ja ze łzami błagałam o zastrzyk z czymś silniejszym. Przeleżałam kilka dni i jak atak minął wypisali do domu z zaleceniem leżenia. Dziecko o dziwo przez ten czas było w miarę spokojne i prawie mogłam stosować się do zaleceń. Myślałam, że na tym się skończy ale po kontroli położyli mnie spowrotem na trzy długie dni. długie bo w szpitalu zakaz odwiedzin z powodu grypy i czułam się jak na oddziale zamkniętym. Plusem drugiego pobytu było dokładne USG. Z ciążą na szczęście wszystko wporządku, rozwija się prawidłowo, tylko jak to pan doktor powiedział: "seksa nie wiedać bo pupą się wywróciło".
W tym czasie nadrobiłam zaległości z wyszywaniem, za dużo wolnego czasu a musiałam się czymś zająć bo można było paść z nudów. Porzuciłam na trochę pomysł z grafikami i zajęłam się wyszywaniem metryczki dla Bartunia. W końcu wszystkie dzieci w rodzinie bliższej i dalszej obdarowałam obrazkami, tylko moje dziecko mając już 1,5 roku nie ma takowej.